Reklama
- Teletydzień »
- Gwiazdy »
-
Gawliński: Warto być niepokornym
Gawliński: Warto być niepokornym
Popularny rockman, autor kultowej „Baśki”, debiutuje w nowej roli: łowcy młodych talentów w „Bitwie na głosy”. Nam mówi, czego nie lubi w polskiej muzyce i przeciwko czemu dziś się buntuje.
Zdjęcie

Słyszałem, że ostatnio omal nie zginąłeś przez trąbę powietrzną na Mazurach...
- Na szczęście nie było nas wtedy na scenie. Spóźniliśmy się jakieś pół godziny na próbę koncertu w Mrągowie. Ucierpiał natomiast nasz techniczny, który ratował wzmacniacze i trafił do szpitala. Gdybyśmy zdążyli na czas, to wszystko mogłoby się skończyć tragicznie.
Zdjęcie
Niedługo będziemy cię oglądać w programie "Bitwa na głosy", w którym szukasz młodych talentów na warszawskiej Pradze. Tam się urodziłeś. Powiedz szczerze: kiedy ostatni raz przespacerowałeś się uliczkami tej dzielnicy?
- Oj, naprawdę dawno i trochę jestem zaskoczony zmianami. Te wszystkie odnowione kamieniczki, fajne knajpki... Wychowałem się na Kamionku (zbieg ulic Podskarbińskiej i Grochowskiej - przyp. red.), do dziś potrafię nawijać w gwarze ulicznej, znam ludzi, o których mówi się, że to tzw. element. Chociaż w większości są to spoko goście.
Zostali ci kumple z tamtych lat?
- Nasze drogi już się rozeszły. To było w końcu ze trzydzieści lat temu (śmiech).
Jak żyło się na Pradze w latach 90.?
- Urządzaliśmy z kumplami z zespołu imprezy, które spontanicznie przenosiły się z mieszkania na podwórko i bawiła się wspólnie cała ulica. Czasami pojawiali się niespodziewani goście - kiedyś okazało się, że dziewczyny, które do nas dołączyły, właśnie wyszły z więzienia.
Jaka będzie twoja ekipa w "Bitwie na głosy"?
- Oni często - tak jak ja - pochodzą z mniej zamożnych praskich domów. Chciałbym dużo z nimi rozmawiać i lepiej ich poznać, bo przecież przyszli do mnie ze swoimi marzeniami. Nie lubię i nie potrafię oceniać. Jak ktoś jest dobry w te klocki, to po prostu mówię mu, że "śpiewa zajebiście" i tyle.
Przyszedł ktoś podobny do ciebie? Zbuntowany?
- Teraz młodzi ludzie nie mają tylu powodów, żeby się buntować, chociaż przyznam, że trochę tego nie rozumiem, bo zobacz: niesprawiedliwość społeczna, korporacje, nieszczerzy politycy - jest z czym się nie zgadzać. Ja na przykład mógłbym protestować przeciwko prezydentowi, który cierpi, że nie może zabijać zwierząt.
Przeciwko czemu buntowałeś się, gdy byłeś młodszy?
- Przeciwko komunie. To naturalne! Przecież nie mogłem kupić sobie nawet magazynu "Bravo" z plakatami zespołów. Nie mieliśmy dostępu do zachodnich płyt, brakowało nam informacji. Jedynym festiwalem, na którym warto było się pokazać, był Jarocin. Jednak nawet ten festiwal stał się w pewnym sensie wentylem bezpieczeństwa dla władzy. Dzięki Jarocinowi kontrolowano młodzież, aby nie wyszła z bojkotem na ulice. Do dziś pamiętam cenzora, który siedział w swoim smutnym biurze. Musiałem z każdym utworem do niego przychodzić i tłumaczyć mu, o co chodzi, słowo po słowie. Tłumaczyłem się na przykład z utworu "Moja baby", który nagrałem z taką fajną punkową kapelą "The Dided-Bidet". Tam były takie słowa: "Chodź na ławkę, zdejmij bluzkę, wypalimy całą trawę". I musiałem oczywiście udowodnić, że konsumpcja tego związku wypali dookoła trawę.
Zdjęcie
Czy to prawda, że wyrzucano cię ze szkół?
Dwa razy. Nie byłem łatwym dzieckiem. Dopiero w trzeciej szkole znalazłem pedagogów, którzy ujarzmili mój charakterek i nawet dzięki nim brałem udział w olimpiadzie z fizyki.
Kiedy zakładałeś pierwszą punkową kapelę "Gniew", miałeś 16 lat. Gdyby w tamtych czasach był taki program jak "Bitwa na głosy", zgłosiłbyś się do niego?
- Teraz wszystko wygląda zupełnie inaczej. Nie wyobrażam sobie siebie w żadnych medialnych sytuacjach trzydzieści lat temu.
Uważasz się za wybitnego wokalistę?
- Śpiewam tak, jak pozwala mi na to moja wrażliwość. Natomiast nie znoszę, jak ktoś udaje. W Polsce na przykład wiele białych wokalistek udaje Murzynki. To mnie po prostu wkurza! Śpiewają złą frazą, kiepsko się ruszają.
Kto był dla ciebie w dzieciństwie autorytetem?
- Dziadek. W moim domu nie było ojca, wychowywała mnie mama, która i tak twierdziła, że urodziłem się w czepku. Ale moim drugim wielkim idolem był... Zawisza Czarny. Imponowała mi jego niezłomność i prawdziwy rycerski charakter.
W tym roku będziecie z Moniką obchodzić 25. rocznicę małżeństwa. Powiedz szczerze, czy Monika zawsze była OK?
- Oczywiście, że OK (śmiech). A poważnie? W każdym związku zdarzają się lepsze i gorsze dni, ale najważniejsza jest miłość. Peace and love!
Oskar Maya
Artykuł pochodzi z kategorii: Gwiazdy
